Norweska Świątynia Wang jest zupełnie odmienna od polskich drewnianych kościółków. Chociaż również
cała z drewna, zbudowana podobno bez użycia choćby jednego gwoździa tą samą
metodą, którą wikingowie budowali swoje słynne łodzie. Powstała jednak znacznie
wcześniej niż wszystkie drewniane kościoły zachowane w Polsce. Nie sposób przegapić tego kościółka wchodząc do Karpacza szlakiem
wiodącym na Śnieżkę. Jak wiadomo odczucie piękna zależy od gustu, więc każdy
musi sam ocenić czy mu się jakaś rzecz podoba, mnie ten kościółek zauroczył,
wydał mi się oryginalny i bajkowy.
Trwa
już od XII wieku, a od prawie 160 lat stoi w
Karpaczu. Jakimś cudem przetrwała przez
wszystkie wojny, nie spłonęła i, podczas gdy wiele innych kościołów murowanych
tego okresu nie przetrwało. W czasach kiedy przenoszono ten kościółek znad
jeziora Wang do Niemiec, a później Karpacza Wikingowie najeźdźcy –
łupieżcy – żeglarze byli już legendą. Trudno też jednoznacznie stwierdzić ile
jest w tym kościółku oryginalnych XII wiecznych elementów, a ile materiałów
konserwacyjnych i fragmentów wymienionych podczas napraw.
Przyjemnie jest jednak wchodząc do środka pomyśleć, że
przynajmniej niektóre jego części pamiętają legendarnych norweskich żeglarzy.
Być może wchodzili kiedyś przez te same drzwi.
O tym, że świątynia jest przyczółkiem Wikingów na Śląsku zdaje
się świadczyć wiele elementów wystroju zewnętrznego, które nawiązują do
skandynawskiego kultu Odyna. Zwłaszcza gdy spojrzy się na świątynię z boku
zwracają uwagę odstające elementy przypominające bukszpryty długich łodzi
Wikingów. Można przypuszczać, że w czasach, gdy budowano ten kościółek wczesne
chrześcijaństwo w krajach skandynawskich przeplatało się z wiarą w Walhalię,
tworząc swoistą mieszankę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz