Moje
zdrowie nie jest takie dobre jakbym chciał. Mam problemy z utrzymaniem
równowagi i czasami chwieją się pode mną nogi. Dlatego nie dla mnie już Tatry i
wysokogórskie wędrówki, lepiej się czuję w górach mniejszych i łagodniejszych,
gdzie szlaki są mniej kamieniste. Tak całkiem jednak nie odpuszczam. Dlatego
gdy osttnio trafiłem do Kuźnic nie mogłem nie skorzystać a okazji,
żeby pójść nad Czarny Staw Gąsienicowy.
Dla
osoby zdrowej nie jest to oczywiście żaden wyczyn, dla mnie była to poważna
wyprawa. Poruszałem się w żółwim tempie i pokonanie całej trasy i powrót zajęło
mi około ośmiu godzin, pod koniec, gdy doszedł element zmęczenia nawet się
kilka razy przewróciłem. Zdarzało się, że ci sami ludzie wyprzedzali mnie
dwukrotnie. Właśnie reakcja ludzi na moją chwiejną i nieporadną wędrówkę bardzo
mnie zaskoczyła.
Przywykłem już do tego, że gdy zatoczę się na
ulicy, to towarzyszą temu pełne politowania spojrzenia, zarozumiałe uśmieszki,
czasami głośny śmiech lub komentarz. Nie przejmuję się tym, taka już jest
ludzka natura. Tymczasem na szlaku do Gąsienicowego Stawu ludzie eksplodowali
wręcz współczuciem i troskliwością. Może nie wszyscy ale większość i starsi i
młodzi. Jeden młody człowiek szedł ze mną pół godziny, chociaż przekonywałem
go, że sobie poradzę i nakłaniałem, żeby szedł swoim tempem.
Generalnie
prawie wszyscy pytali czy nie zasłabłem, jak mogą pomóc i oferowali wodę. Nie
potrzebowałem akurat pomocy i wody miałem pod dostatkiem, ale sama świadomość
wszechobecnej życzliwości działała bardzo budująco.