Nigdy nie był dla naszego
kraju tak znaczący jak Wawel, ani tak groźny i złowieszczy jak Malbork. Jest
jednak trzecim co do wielkości zamkiem w Polsce. Poza tym bardzo malowniczym i
mało zniszczonym. Nic więc dziwnego, że w każdy weekend oblegają go turyści.
środa, 25 stycznia 2017
wtorek, 17 stycznia 2017
Pałac Lubostroń
Fryderyk Skórzewski, który pałac zbudował jako
swoją siedzibę i nazwał go „Luba ustroń” był zapewne bogatym ekscentrykiem i
oryginałem. Poza tym jednak czuł się Polakiem, kochał i kultywował polską
historię o czym świadczą elementy wystroju jego siedziby. Miłość do Polski
odziedziczył po ojcu, który był generałem wojsk koronnych. Trzymanie się tej
polskości pewnie mocno utrudniało życie pod pruskim panowaniem.
Oprócz patriotyzmu kierował się również szlachecką
fantazją. Trzeba naprawdę dużej fantazji, żeby do loszku z winami sprowadzić
piasek znad Morza Śródziemnego. Polski szlachcic ją miał. Podziałała na niego
siła reklamy. Uwierzył, że tylko śródziemnomorski piasek zapewni leżakowanym
winom odpowiednią temperaturę i wilgotność i nie licząc się z kosztami
sprowadził go do swojej piwniczki. Pewnie nie było to ani łatwe ani tanie w
czasach gdy nie było jeszcze kolei. Czy jednak, któryś polski szlachcic liczył
się z kosztami, gdy w grę wchodziła jego fantazja?.
Pałacyk znajduje się między
Łabiszynem i Barcinem. Zbudowany w XVIII wieku był od początku siedzibą
właścicieli ziemskich, rodziny Skórzewskich, którzy wszyscy bez wyjątku
dzielnie opierali się polityce germanizacyjnej. Wiele historyjek z życia
członków tej rodziny pod okupacją Prusaków opowiada przewodnik po pałacu.
Praktycznie pałac był własnością Skórzewskich aż do wybuchu II wojny światowej.
Po wojnie w czasach PRL-u
pałacyk miał trochę szczęścia, bo został własnością tzw. Funduszu Wczasów
Pracowniczych, dzięki czemu nie został poważnie okaleczony jak to się stało z
wieloma podobnymi obiektami w naszym kraju. Historia została po prostu ukryta
pod kilkoma grubymi warstwami farby. Teraz Lubostroń jest jedną z perełek
Pałuk.
piątek, 13 stycznia 2017
Amazonia koło Bydgoszczy
Wisła to oczywiście nie
Amazonka, jest przecież częściowo uregulowana i ma wały przeciwpowodziowe
ciągnące się wzdłuż całej rzeki, czasami oddalone od niej nawet kilka
kilometrów.
Czasami jednak rozlewa się
szeroko i rozciąga się od wału do wału zalewając cały teren leżący pomiędzy nimi
czasami porośnięte lasem.
Taki zalewany przez rzekę
las, w którym można się poczuć jak w amazońskiej dżungli graniczy z dzielnicą
Bydgoszczy - Fordonem. Widać go z Fordonu po drugiej stronie Wisły,
żeby do niego wejść wystarczy przejść przez most. Kępa Ostromecka to rezerwat, drzewa próchnieją w nim i gniją w tym
miejscu, w którym padną, tworząc trudną do przebycia plątaninę. Pełno tam
również terenów podmokłych i oczek wodnych. Zupełnie jak w dżungli nad
Amazonką, tylko że tam nie ma jesieni.
niedziela, 8 stycznia 2017
Świątynia w Karpaczu
Norweska Świątynia Wang jest zupełnie odmienna od polskich drewnianych kościółków. Chociaż również
cała z drewna, zbudowana podobno bez użycia choćby jednego gwoździa tą samą
metodą, którą wikingowie budowali swoje słynne łodzie. Powstała jednak znacznie
wcześniej niż wszystkie drewniane kościoły zachowane w Polsce. Nie sposób przegapić tego kościółka wchodząc do Karpacza szlakiem
wiodącym na Śnieżkę. Jak wiadomo odczucie piękna zależy od gustu, więc każdy
musi sam ocenić czy mu się jakaś rzecz podoba, mnie ten kościółek zauroczył,
wydał mi się oryginalny i bajkowy.
Trwa
już od XII wieku, a od prawie 160 lat stoi w
Karpaczu. Jakimś cudem przetrwała przez
wszystkie wojny, nie spłonęła i, podczas gdy wiele innych kościołów murowanych
tego okresu nie przetrwało. W czasach kiedy przenoszono ten kościółek znad
jeziora Wang do Niemiec, a później Karpacza Wikingowie najeźdźcy –
łupieżcy – żeglarze byli już legendą. Trudno też jednoznacznie stwierdzić ile
jest w tym kościółku oryginalnych XII wiecznych elementów, a ile materiałów
konserwacyjnych i fragmentów wymienionych podczas napraw.
Przyjemnie jest jednak wchodząc do środka pomyśleć, że
przynajmniej niektóre jego części pamiętają legendarnych norweskich żeglarzy.
Być może wchodzili kiedyś przez te same drzwi.
O tym, że świątynia jest przyczółkiem Wikingów na Śląsku zdaje
się świadczyć wiele elementów wystroju zewnętrznego, które nawiązują do
skandynawskiego kultu Odyna. Zwłaszcza gdy spojrzy się na świątynię z boku
zwracają uwagę odstające elementy przypominające bukszpryty długich łodzi
Wikingów. Można przypuszczać, że w czasach, gdy budowano ten kościółek wczesne
chrześcijaństwo w krajach skandynawskich przeplatało się z wiarą w Walhalię,
tworząc swoistą mieszankę.
Subskrybuj:
Posty (Atom)