poniedziałek, 6 lipca 2020

Bystyrzyca nad Bystrzycą


Bystrzycę Kłodzką pierwszy raz zobaczyłem dawno temu, spędziłem w niej miesiąc wakacji w 1978 roku razem z kolegą z ogólniaka, który miał tam rodzinę. Nie pamiętam już jak tam wtedy dojechaliśmy, zapewne większość drogi przejechaliśmy pociągiem. W tamtych latach Polskie Koleje kojarzyły się z bezpieczeństwem i budziły zaufanie. Teraz jadąc pociągiem z Bydgoszczy do Wrocławia przy każdej mijance, gdy za oknem przedziału przelatywał pociąg jadący w przeciwną stronę nachodziła mnie refleksja, jak to się szczęśliwie złożyło, że tamten pociąg jedzie po sąsiednim torze i zastanawiałem się czy następnym razem też będę miał tyle szczęścia.

Zamieszkaliśmy u wujostwa mojego kolegi, a właściwie w ich ogrodzie gdzie pozwolili nam rozbić namiot. Bardzo nas to ucieszyło, bo początkowo chcieli, żebyśmy spali w domu, a przecież nie po to wyrwaliśmy się z własnych, to znaczy rodzicielskich domów, żeby poddawać się rygorom innego domu. Może teraz już tak nie jest ale kiedyś każdy dom miał swój własny rytm, własny porządek, określone pory posiłków, itd. Dzięki mieszkaniu w namiocie nie musieliśmy się do tego porządku zbyt ściśle stosować, mieliśmy coś swojego i mogliśmy częściowo wyrwać się z kurateli wujostwa, które twierdziło, że jest za nas odpowiedzialne. Mieszkanie w namiocie kojarzyło się z wakacjami i wolnością, tym bardziej że nie była to nasza pierwsza namiotowa wyprawa.

Niestety również w tamtych odległych czasach wakacyjne dni słoneczne były przeplatane dniami dżdżystymi, a jak padało to wiadomo, była masakra, totalne nudy. Przypomnę może że nie było wtedy komputerów, komórek, ani telewizji kablowej. Przerąbane, nie?  Jedyne co mieliśmy do dyspozycji to karty i szachy. Lubiłem już wtedy pograć w brydża ale w domu wujostwa ta gra nie była znana, królowała tam kanasta, więc musiałem grać w kanastę, chociaż może nie do końca tę grę polubiłem.

Wszystkie suche dni spędzaliśmy włócząc się po okolicy tak bardzo odmiennej od moich rodzinnych stron. Zachwycało mnie tutaj wszystko: strome uliczki, budynki na różnych poziomach, rzeka – potok i widoki gór. Podobała mi się nawet senna atmosfera miasteczka.

 




 

To zauroczenie pozostało do dzisiaj, chociaż nie bywam tam często. Ostatnio byłem, tam kilka laty temu i chociaż niektóre obiekty wyremontowano i odrestaurowano Bystrzyca sprawia;a  wrażenie jakby ciągle jedną nogą tkwiła w PRL-u. Nawet jednak to zaniedbanie i jakby zapomnienie w tym miasteczku zdaje się dodawać mu uroku.