niedziela, 8 maja 2016

Rzeka dzieciństwa

W moim akurat przypadku był to strumyk, który nazywaliśmy po prostu – „Struchawa”. Płynął sobie przez park w środku Świecia i jakoś tak się zawsze składało przez kilka lat, że moja droga ze szkoły podstawowej do domu wiodła wzdłuż niego. Bieg strumyka był zgodny z kierunkiem, w którym podążałem, co było dość istotne dla śledzenia ruchu okrętów z papieru lub kory. Poza tym budowaliśmy z kolegami wspaniałe tamy i wodospady, albo walczyliśmy z groźnymi zatorami lodowymi. Dziwnym trafem zawsze i w zimie i w lecie, gdy wracałem ze szkoły nogi miałem mokre, mniej więcej do kolan. Niestety pomimo kategorycznych zakazów rodziców i ku wielkiemu utrapieniu mojej mamy próby oderwania mnie od strumyka i zmiany trasy mojej drogi ze szkoły spełzały na niczym.



Teraz ten strumyk wydaje mi się jakiś mały, ale lubię wzdłuż niego spacerować, łatwiej mi się wtedy wspomina. W czasach mojego dzieciństwa (koniec lat 60-siątych i początek 70-siątych) funkcjonowały w Świeciu dwie parafie. Jedna mieściła się w kościele pobernardyńskim, na terenie pięknego, zachowanego prawie w całości klasztoru.






Druga bazowała na poewangelickim kościele z czerwonej cegły i z charakterystyczną wieżą z dwiema kopułami.




Nie należałem do żadnej z tych parafii, bo mój tato był wtedy młodym podoficerem w Ludowym Wojsku Polskim i w takim niewielkim miasteczku jak Świecie wojskowy nie mógł sobie pozwolić na uczęszczanie do kościoła. Oficjalnie nie było to zabronione, ale były nieoficjalne formy nacisku: urlopy, nagrody, awans, mieszkanie. Wprawdzie każdemu wojskowemu należało się mieszkanie, ale ..... można było mieć mieszkanie jakieś tam lub mieszkanie jakiego się chciało, wystarczyło dokonywać właściwych wyborów. Wybory mojego taty, młodego wojskowego na dorobku, z rodziną nie były więc wolne od nacisków.
Nie było to zresztą takie oderwane od ówczesnej rzeczywistości, w Świeciu było wtedy dwóch liczących się pracodawców : Zakłady Celulozy i Papieru, oraz pułk łączności LWP. Nad pobliskim jeziorem Deczno, były dwie plaże i dwa ośrodki wypoczynkowe, jeden wojskowy drugi „Celulozowy”. Rodziny wojskowych wspólnie wypoczywały, mieszkały na wyodrębnionych osiedlach, nawet ich ogródki działkowe sąsiadowały ze sobą. Całe środowisko było mocno skonsolidowane i podatne na działanie oficerów politycznych.
Nie tylko związki wojskowych z kościołem były niemile widziane, dotyczyło to również innych osób. Wszystkie ważne stanowiska rozdawała w tamtych czasach lub przynajmniej akceptowała partia PZPR, niewielu było wtedy bezpartyjnych dyrektorów. Jeżeli więc taki dyrektor lub  inny tego typu dostojnik chodził do kościoła i słuchał ideologii odmiennej od tej jedynej słusznej, a zawsze znajdował się ktoś życzliwy i informował odpowiedniego sekretarza, dyrektor tracił zaufanie partii.
Kurcze, jak czytam to co napisałem powyżej, dochodzę do wniosku, że w naszym kraju przez cały okres PRL-u tliła się jakaś wojna i każdy był skazany na dokonywanie wyborów. 
Teraz w Świeciu wyremontowany został najstarszy XV wieczny kościół gotycki, który w czasie mojego dzieciństwa znajdował się w ruinie.






 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz